piątek, 23 maja 2014

7. EVERYTIME WE TOUCH

Czwartek, 31 października, 20:23

Leżałam w łóżku i przeglądałam facebooka. Cholera, cholera, cholera. Jak te suki mogły mieć tyle lajków?  Wzdychając, odłożyłam telefon. Już pozbyłam się uczucia szoku na widok Jasona strzelającego w podłogę i zastraszającego jakiegoś chłopaka. Nie mogłam zaprzeczyć, że z moich oczu wypłynęło parę łez, ale to z powodu strachu. Podniosłam jedną z różowych poduszek z łóżka.

- Czemu to zrobiłeś? – zapytałam, udając, że to Jason.
- Nie bój się – jego łagodny głos rozbrzmiał w moich uszach.
- Jason… - westchnęłam, wtulając twarz w poduszkę.
- CHRISTINE! – głos mojej siostry nawoływał mnie, powodując odrzucenie poduszki ze strachu.
- Tak, Emily? – odkrzyknęłam, pocierając oczy.
- Emma i Christian są tutaj!
Christian to młodszy brat Emily, miał coś koło sześciu lat.
To było halloween i małą tradycją stawał się nasz wspólny spacer. Wzięłam głęboki wdech, nim wstałam z łóżka. Ubierając czarne jeansowe rurki i biały T-shirt kończący się na wysokości pępka, wyszłam na korytarz.
- Hej, Christy – rozbrzmiał radosny głos Emmy. Uśmiechnęłam się do niej.
- Witaj, Christine – zza Emmy wyszedł jej brat, przebrany za szalonego naukowca.
- Cześć Christian, wyglądasz wspaniale – mrugnęłam do niego.
- A ja?! – zaprotestowała Emily. Zrobiłam krok w tył, żeby mieć na nią lepszy widok. Miała na sobie sukienkę księżniczki.
- Super słodko, ale gdzie twoja korona? – zaśmiałam się, wiedząc, że nie lubi o niczym zapominać.
Wciągnęła gwałtownie powietrze do płuc, po czym wbiegła do swojego pokoju.
- Idziemy mamo, do zobaczenia później – powiedziałam, wsuwając głowę do salonu.
- Nie nie nie, najpierw zdjęcie moich ślicznotek! – zaprotestowała mama, i zeskoczyła z kanapy w poszukiwaniu aparatu.
Po jakichś trzech minutach, gdy Emily nadal nie znalazła swojej korony, a mama znalazła aparat, zapozowaliśmy najlepiej jak tylko umieliśmy. Pożegnaliśmy się i w końcu wyszliśmy z domu.
Z dwiema małymi torbami w kształcie dyń, Emily i Christian spacerowaliśmy od domu do domu. Szło nam całkiem nieźle i Emily zebrała imponującą ilość cukierków. Według mojej teorii Emily dostawała więcej cukierków, bo była niesamowicie słodkim dzieckiem, w przeciwieństwie do wiecznie sprawiającego kłopoty Christiana.
Ale on też wykonał kawał dobrej roboty. Kiedy jednak zapukał w trzecie z kolei drzwi i powiedział, że jeśli nie otworzą tych cholernych drzwi, to nasra na wycieraczkę, Emma złapała go za ramiona i zmusiła go do przeprosin domowników.
- Możemy zacząć i iść do domu? – zapytała Emma, kiedy byliśmy już w zasadzie w każdym domu.
- Nieeeeee! – Christian i Emily zaprotestowali równocześnie.
- Taaak, jutro jest szkoła – ucięła Ems i posłała dzieciakom spojrzenie nieznoszące sprzeciwu.
- Już prawie dziesiąta, dawno po dobranocce – zaśmiałam się, przybijając Emmie piąteczkę.
Nagle w niedalekiej odległości dało się słyszeć odgłos pędzących motorów. Cofnęłam się i przycisnęłam Emily do siebie.
- Christine, wszystko okej? – Emma zmartwiła się, kładąc dłoń na moim ramieniu. Powoli pokiwałam głową. Nie powiedziałam jej co się wczoraj stało u Gabriela. Przecież obiecałam chłopakom, że nic nie powiem.
„Nie waż się powiedzieć komukolwiek, co widziałaś”, Jason szepnął wprost do mojego ucha. Dreszcze przebiegły mi po plecach. Cień motoru był coraz bardziej widoczny, aż w końcu zobaczyłam kto nim kierował: Geronimo.
Wyglądało, jakby mnie rozpoznał, bo zatrzymał się zaraz przy nas. Wyłączył silnik i spojrzał na każdego z osobna.
- Nie jesteś trochę za stara na cukierek czy figielek? – zaśmiał się, unosząc brwi.
- W sumie, to my zbieraliśmy cukierki – Emily odezwała się, kiwając głową na Christiana.
- Och, przepraszam, młoda damo. Cześć, dzieciaki – Geronimo posłał dzieciom uśmiech pełen radości.
- Cześć, skurwysynu – Christian uśmiechnął się, przepełniony pewnością siebie.
- Christian! – sarknęła Emma, szturchając go za ramię.
- Emma, to jest Geronimo – zaśmiałam się.
Emma spojrzała na chłopaka i zrobiła coś, czego nie widziałam u niej od dawna- zarumieniła się.
- Cześć, jestem Emma – uśmiechnęła się niepewnie i zmarszczyła nos.
- Dobry wieczór, panienko – odwzajemnił jej uśmiech i ukłonił się, chociaż wciąż nie zszedł z motocykla.
- Będziemy tu stać całą noc, czy co? – jęknęła Emily, patrząc na mnie z uporem.
- Nie, masz rację. Miło było cię zobaczyć, Geronimo – westchnęłam, łapiąc dłoń siostry.
- Och, nie przyjdziesz? – Geronimo posmutniał, jakbym go odrzuciła.
- Słucham? – zapytałam, zupełnie zdezorientowana.
- No chodź, powinnaś pójść ze mną i przywitać się z resztą – spróbował znów.
Był ślepy? Czy nie widział, że miałam ze sobą bardzo upartą młodszą siostrę, która zasypiała z wycieńczenia?
- Niestety, muszę iść z Emily do domu – odparłam, kiwając na małą głowa.
- Wow, jesteście identyczne – uśmiechnął się, zupełnie ignorując moją ostatnią wypowiedź.
- Nie, to ja jestem ta słodka – żachnęła się Emily, patrząc na Geronimo podejrzliwie. Przewróciłam oczami.
- Przepraszam namocniej! – wykrzyknął Geronimo i uniósł ręce w geście poddania.
- Okej Christine, idź, ja odprowadzę Emily – Emma nagle włączyła się do rozmowy i wzięła moją siostrę na ręce.
W sumie to nie byłam pewna, czy powinnam jej dziękować, czy jednak strzelić ją w tył głowy. Ja nie chciałam iść i witać się z resztą. Może zdecydowali się mnie zabić za to, co zobaczyłam? Przełknęłam ślinę i wyszeptałam fałszywe „dziękuję”.
- Dobrze, do zobaczenia jutro – powiedziała Emma, uśmiechając się do Geronimo ostatni raz, nim odwróciła się i odeszła.
A ja po prostu stałam, w krótkiej skórzanej kurtce i beżowym szaliku.
- Idziesz? – głos Geronimo rozbrzmiał w momencie, gdy znów odpalił silnik motocykla. Wahałam się przez chwilę, nim pokiwałam twierdząco głową i usiadłam za nim. Przywykłam do siadania z tyłu, więc to nie było dla mnie nic strasznego. No i wjechaliśmy na drogę, w nieznanym kierunku, z odrobinę za dużą prędkością. Modliłam się, żebyśmy nie spotkali żadnej policji.
Po dwunastu minutach ciszy, wjechaliśmy do, nie żartując, Lasu Północno-Wschodniego. Teraz był nie tylko przerażający, ale jeszcze zupełnie ciemny. Przycisnęłam się mocniej do Geronimo i modliłam o jak najszybsze wydostanie z lasu. Przeciwnie. Nie jechaliśmy w kierunku domu. Zamiast tego, chłopak skręcił w mdło oświetloną ścieżkę. Byliśmy teraz całkiem głęboko w lesie i zupełnie nie znałam drogi, żeby się wydostać. Nagle się zatrzymaliśmy. Spojrzałam ponad ramieniem Geronimo. Kilka świateł wskazywało małą polanę. I własnie tutaj byli – Jason i Gabriel. Stali obok swoich motocykli. Co, do cholery, tu robili?
- Cześć kutasy, patrzcie kogo znalazłem – rzekł Geronimo z dumą, kiedy zsiadał z motoru. Odwrócili głowy, jakby byli zsynchronizowani, i zaczęli się na mnie gapić. Uśmiechnęłam się niepewnie i zeskoczyłam na ziemię.
- Niemożliwe! Cześć Christine! – Gabriel uśmiechnął się szeroko, kiedy szliśmy w ich kierunku. Odpowiedziałam uśmiechem, nim mój wzrok ześlizgnął się na Jasona. Znów się na mnie gapił. Nasze oczy spotkały się, a całe moje wnętrzności oczywiście postanowiły zamienić się w roztopioną papkę. Czemu byłam taka bezbronna, kiedy był obok?!
- Co jest mała? Co tu robisz tak późno? – Gabriel zaśmiał się, kiedy stanęłam naprzeciw niego. Wzruszyłam ramionami.
- Zbierałam cukierki z siostrą.
- Słodko – uśmiechnął się, nim jego wzrok przeniósł się nad moją głowę.
- Więc, chyba mamy więcej gości – powiedział Gabriel, spoglądając na Jasona. Odwróciłam się i zobaczyłam jakiś zbliżający się cień. Po chwili cień zamienił się w osobę, a osobą okazał się być nie kto inny, jak Dakota. Ale nie był sam. Za nim siedział inny chłopak. Moje serce zatrzymało się na chwilę. To był koleś z wczoraj. Spojrzałam na Gabriela. Wiedział, co się stanie.
- Tu go mamy – warknął Dakota, a jego ręka klepnęła Scapgota w plecy.
- Serio myślałeś, że uda ci się uciec? – Jason skrzywił się z niesmakiem. Reszta chłopaków zaśmiała się, a Dakota popchnął Scapgota. Ten upadł na ziemię, z głową tuż przy naszych stopach. Krzyknęłam przerażona, nieprzygotowana na taki zwrot akcji. Spojrzałam zaszokowana na Jasona, który spoglądał to na Scapgota, to na mnie. I właśnie w chwili, gdy nasze spojrzenia się spotkały, jego oczy zmieniły się z diabelskich na kochające, sarnie. Nie wiem czemu, ale przekazałam mu bezgłośne „Pomóż mi”. Wyczytał to z moich ust, nim oblizał swoje. W następnej chwili zamknął moje ramię w żelaznym uścisku i przyciągnął do siebie. Opierając się o jego czarne Ducati, stałam pomiędzy jego nogami. Moje serce zaczęło bić szybciej. Scapgot powoli uniósł głowę. Miał kilka zadrapań na policzku, a z jego ust wypływała krew. Przerażona, przycisnęłam swoje ciało bliżej do Jasona. Reszta śmiała się z marnego położenia Scapgota; chyba nawet nie wiedzieli, że Jason zajął się mną.
- Czy on cię przeraża, kochanie? – Jason zaśmiał się i spojrzał na mnie z boku. Reszta zaśmiała się z nim.
- Przerażasz ją, ty napalona kupo gówna – Jason splunął ze złością i kopnął Scapgota prosto w twarz. Odwróciłam się, przestraszona i ukryłam za plecami Jasona. Zrobiłam właśnie to, czego oczekiwał Jason. Usatysfakcjonowany, objął mnie ramieniem. Pozwolił swojej ręce ześlizgnąć się na pośladki, ale od razu wrócił do pleców, po czym wsunął dłoń pod moją kurtkę. Trzymając swoją dużą i ciepłą dłoń na moich nagich plecach, zaczął je głaskać kciukiem.
- Co się dzieje? – zapytałam, spoglądając z desperacją na Jasona.


Jason's P.O.V


- Co się dzieje? – wyszeptała Christine, przerażona spoglądając na mnie swoimi zielono-niebieskimi oczami. Była taka niewinna… Ale nie. Może będę się z nią pieprzyć później, ale najpierw mam do załatwienia sprawę ze Scapgotem.
- Scapgot, Scapgot, Scapgot… - zaśmiałem się, ignorując pytanie dziewczyny i znów zwracając uwagę na leżącą u moich stóp kupę gówna.
- Głupi Scapgot. Wiesz doskonale co się dzieje, kiedy nie dotrzymujesz obietnic, prawda? – syknąłem, wkurwiony marnowaniem czasu.
„Wtedy mój mały przyjaciel wkurwia się jeszcze bardziej”, prawie szepnąłem. Powoli wyjąłem dłoń z tylnej kieszeni, drugą ręką wciąż obejmując Christine. W końcu go chwyciłem. Mój pistolet. Mój mały pistolet z wygrawerowanym „McCann” na uchwycie. Poczułem, że dziewczyna zaczyna się trząść.
- Nie, proszę, proszę, błagam – Scapgot zaczął płakać, ale zignorowałem go. Skierowałem swoją uwagę na Christine.
- Może chcesz strzelić pierwsza? – zachichotałem, przejeżdżając lufą wokół ust Snapgota. Była sparaliżowana. Część mnie kochała świadomość, że mam nad nią taką kontrolę, ale część mnie krzyczała, żebym rzucił ten cholerny pistolet i po prostu ją przytulił. Ale taka była rzeczywistość – sprawy musiały być załatwione.
- Czy piach smakuje dobrze? – uniosłem brew, spoglądając na Snapgota. Kopnąłem ziemię, a kurz i brud uderzył gościa prosto w twarz, powodując krzyk bólu. Chłopcy zaśmiewali się z powodu upokorzenia Snapgota, ale nie Christine. Z głośnym tupnięciem, wysunęła się z moich objęć i stanęła dalej.
- PRZESTAŃ! – wrzasnęła, i usiadła przed Snapgotem. Pogłaskała go kojąco w zraniony policzek i spojrzała na niego z niepokojem. Snapgot musiał być równie zdezorientowany, co ja. Ale kurwa, nie ma szans, żeby był tak wkurwiony jak ja w tym momencie. Byłem przewściekły. Jak ona śmiała uspokajać go, zamiast uspokajać mnie?! Powinna klęczeć przede mną, błagając o mojego penisa!
- Odsuń się od niego. Teraz.
Chłopcy zrozumieli co się święci i spojrzeli na Christine.


 Christine's P.O.V


- Ale ty go krzywdzisz – szepnęłam.
- No bez jaj, Sherloku – Dakota znów zaczął się śmiać.
 Spojrzałam z desperacją na Jasona. Ale nie mogłam uzyskać z jego strony żadnej pomocy. Patrzył na mnie ze wściekłością.
- Wstawaj, do kurwy nędzy! – niemalże spluwał po każdym słowie. Jednak ja nie chciałam się poddać.
- Proszę, nie rób tego, Jason, proszę – nie wiem, czy to słyszał. Ale modliłam się zawzięcie, żeby jednak nie zabił tego człowieka.
W ciągu następnych trzech sekund Jason złapał Snapgota za włosy i zaczął ciągnąć go w kierunku lasu.
Snapgot krzyczał z bólu, a ja, w całej swojej naiwności, starałam się zatrzymać Jasona.
Gabriel mnie powstrzymał.
- Uspokój się, Christine, pozwól mu wykonać jego pracę – mruknął i odsunął do reszty.
Dakota i Geronimo spoglądali na mnie z uniesionymi brwiami.
- Nie powinniście go zatrzymać?! – szepnęłam desperacko.
- Christine, co do cholery jest z tobą nie tak? – Geronimo zaśmiał się i spojrzał na mnie. Byłam oszołomiona. Niczego już nie rozumiałam. O co tu chodziło? Co Jason właśnie robił? Powinnam za nim pobiec?
Sekundę później dostałam odpowiedź. Rozległo się głośne BANG, podskoczyłam i wtuliłam się w Gabriela. Reszta chłopaków zaczęła się śmiać z powodu mojej reakcji. Zaszokowana, spojrzałam na nich.
- Czy ty tu właśnie stoisz, tuląc moją dziewczynę? – usłyszałam głos Jasona gdzieś za sobą.
- Twoją dziewczynę? Ona cię nienawidzi, McCann – odgryzł się Gabriel. Jason podszedł bliżej.
- Gówno prawda. Kochasz mnie, prawda, Christine? – odparł Jason. Stał tuż za mną. Moje serce przyśpieszyło. Uwolniłam się z ramion Gabriela i zaczęłam się cofać.
- Jesteś chory… - szepnęłam. Chłopcy nagle znów przestali się śmiać. Dakota i Gabriel patrzyli na Jasona, czekając na jego reakcję.
Powoli odwrócił się w moją stronę.
- Coś ty powiedziała? – szepnął.
- JESTEŚ ZAJEBIŚCIE POJEBANIE CHORY!!! – wrzasnęłam.
- Powiedz to jeszcze raz… - w tej chwili wszystko się zatrzymało. Słyszałam tylko bicie swojego serca. Wszystkie wspomnienia dzieciństwa napłynęły do mojej głowy. Pheobe i ja bawimy się lalkami; dziadek uczy mnie jazdy na rowerze; mama piekąca ciasta do przedszkola. Widziałam wszystko w chwili, gdy Jason wycelował we mnie swój pistolet i przyłożył zimną lufę do mojego czoła. Obudziłam się z transu.
- Kurwa, McCann, uspokój się – zawył Geronimo, podczas gdy Geronimo położył dłoń na ramieniu Jasona. Ten obniżył rękę, a ja znów mogłam złapać oddech.
- Gabriel – pociągnęłam nosem, starając się zapanować nad oddechem. Chciałam krzyczeć, że są mi winni wyjaśnienia, ale nie mogłam. Byłam taka zmęczona.
- Chcę iść do domu.
Pewnie brzmiałam jak pięciolatka, która zgubiła swoją mamę.
Pokiwał ze zrozumieniem głową i zaczął iść w stronę swojego motoru.
- Edwards – spojrzałam w górę i zobaczyłam Jasona, wpatrującego się w Gabriela.
- Co? – odparł zmęczonym głosem Gabriel, wkurzony tym, że ktoś mu przeszkadza, i odwrócił się w jego stronę.
- Ja ją odwiozę.
Moje serce oficjalnie się zatrzymało. Z desperackim wyrazem twarzu spojrzałam na Gabriela. Nie Gabriel, proszę, nie zgadzaj się. Ale on po prostu wzruszył ramionami.
Jason usiadł na swoim Ducati. Nawet nie spojrzał, żeby zobaczyć, czy wszystko ze mną ok. Podniosłam się i powłócząc nogami, usiadałam za nim.
- Do zobaczenia, Christine – powiedział Geronimo i poklepał mnie pokrzepiająco po plecach.
- Do jutra – mruknęli równo Dakota i Gabriel i uśmiechnęli się nieśmiało.
Jason uniósł głowę w kierunku Gabriela i szepnął coś do niego. Gabriel spojrzał na mnie, nim pokiwał głową i razem z Dakotą poszli w stronę, gdzie Jason zaciągnął Snapgota. Przełknęłam gulę, którą nagle zrobiła się niemożliwie wielka. Pewnie poszli ukryć zwłoki.
Jechaliśmy w ciszy. Jason odezwał się tylko raz, kiedy pytał o mój adres. Minuty, które odczuwałam jak godziny, nim zatrzymaliśmy się przed małym białym domem z czerwonymi różami wzdłuż ścieżki. Mój dom. Zeskoczyłam i szepnęłam ciche „dziękuję”. Ale on wcale nie chciał dać mi odejść. Kiedy już szłam w kierunku wejścia, złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie; nasze twarze dzieliły milimetry.
- Już ci mówiłem wcześniej… Nie możesz kurwa próbo… - urwał w połowie zdania, luzując uścisk na moim ramieniu nim kontynuował.
- Mogę ci ufać?
Chociaż mógł właśnie zafundować mi największy szok w moim życiu, było we mnie coś, co nie chciało z niego rezygnować. Ale nie wiedziałam co powiedzieć. Wciąż byłam zbyt przestraszona, żeby cokolwiek powiedzieć. Byłam dobra w zatrzymywaniu wody w organiźmie, w przeciwnym razie posikałabym się już dawno temu. Nogi zaczęły mi się trząść.
- Proszę, daj mi iść – zaczęłam desperacko błagać, a łza czystej frustracji spłynęła po moim policzku. Zobaczył to. Spoglądał na mnie, a jego oczy znów zatopiły się w moich. Pewnie bym upadła, gdyby mnie nie trzymał. W następnej chwili podniósł mnie i posadził na motorze. Objął mnie ramionami i zaczął uspokajająco kołysać. Nie mogłam się już powstrzymywać. Pozwoliłam łzom wypłynąć z moich oczu. I właśnie tak siedzieliśmy; morderca i niewinna dusza. Przysunęłam się bliżej i oparłam policzek o jego klatkę piersiową. Bicie jego serca uspokajało mnie.
- Jason – szepnęłam, unosząc głowę.
- Cccc-cccooo się dzdzdzieeje? – szlochałam, a kolejne strumienie łez wypływały z moich oczu. Byłam taka zagubiona. Czy serio byli przestępcami? Oczywiście, że byli! Czemu? Czemu nie powiedzieli mi o tym? Czemu przed niczym mnie nie ostrzegli? Wiele osób Cię ostrzegało, Christine. Ale byłam głucha na wszystkie ostrzeżenia, no i uparta. Świetna robota, Christine. 
- To moja praca.
- To właśnie to, co robimy – kontynuował, kiedy zobaczył, że nie do końca go zrozumiałam. - Myślałem, że to wiesz.
Brzmiał na trochę zakłopotanego. Spojrzałam na niego.
- Czemu mi to mówisz, że jesteś mordercą? Nie boisz się, że komuś powiem? – szeptałam. Potrząsnął głową z uśmiechem. Ale uśmiech szybko przeistoczył się w zniekształcony grymas.
- Coś w tobie jest, co sprawia, że wiem, że tego nie zrobisz – powiedział ponuro; jego oczy wypalały moje.
Pokiwałam głową i spuściłam wzrok na swoje dłonie. Miałam tak wiele pytań, które chciałam mu zadać, ale nie mogłam.
Jason niespodziwanie oparł swoje czoło o moje, ale nie ruszyłam się. Nie mogłam się już więcej okłamywać; kochałam jego dotyk. Wszystko na świecie zniknęło, byłam tylko ja i on. Chciałam go. Chciałam jego nagiego ciała na moim, chciałam, by mówił, że jestem tylko jego. Wzięłam jego policzki w ręce i zaczęłam je uspokajająco głaskać. Jęknął delikatnie, kiedy wplątałam palce w jego brązowe włosy. Głaskałam włoski na szyi, nim wzięłam jego dłonie w swoje. Spletliśmy palce, patrząc sobie w oczy. Czy to było prawdziwe? Czy sen na jawie? Nie. Naprawdę siedziałam, przytulałam  Jasona McCanna na jego czarnym Ducati.
Spojrzałam na jego różowe usta. Nasze wargi się nie dotykały, ale czułam jego ciężki oddech. Pochylił się ostrożnie w przód. Wszystko wokół nas stawało się coraz bardziej rozmazane. Przysunęłam się o ostatnie milimetry i nasze usta delikatnie się spotkały. Jego wargi były miękkie, nawilżone i ciepłe. Nie całowaliśmy się jednak naprawdę. Jeszcze nie.
Jason powoli zaczął otwierać usta. Oblizałam usta, gotowa na cokolwiek zechce. Ostrożnie przygryzł moją dolną wargę, delikatnie ją ssąc. Powtórzył to kilka razy, a ja zakochiwałam się w każdej sekundzie tej czynności. Ciężko było się kontrolować. Wiedziałam, że Jason mógł mnie przelecieć bez uczuć tu i teraz.Ale wiedziałam, że podoba mu się tak bardzo, jak mi. Może nawet bardziej? Wysunęłam w jego stronę dolną wargę, przesuwając nią wzdłuż jego ust. Powoli nasze usta przywarły do siebie i siedzieliśmy tak przez chwilę. Żadne francuskie pocałunki, żadne lizanie-dolnej-wargi-żeby-wejść. Nie. Tylko nasze usta napierające na siebie. Ale to nie mogło trwać wiecznie. Byłam wykończona i bardzo chciałam spać. Więc nieważne, jak bardzo tego nienawidziłam, musiałam się odsunąć. Oblizał usta, zapamiętując mój smak. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Jego koszulka wciąż była nieznacznie mokra od łez, które wypłakałam wcześniej. Nie wiem jakim cudem domyślił się, że chcę spać, ale wziął mnie w ramiona i zaczął iść w kierunku mojego domu. Szepnęłam mu, że powinien obejść budynek i od strony ogródka otworzyć okno mojego pokoju. Było zawsze uchylone, bo lubiłam mieć dostęp do świeżego powietrza. Mając nogi oplecione wokół niego, stawałam się coraz bardziej senna. Wiedziałam, że ryzykujemy, jeśli rodzice zobaczą nas razem. Ale, na szczęście, ich sypialnia była z drugiej strony domu. Kiedy Jason otworzył okno, posadził mnie na wewnętrznej stronie parapetu.
Był on całkiem duży i przytulnie udekorowany. Biały materac z różowymi i zielonymi poduszkami, no i mały dywanik udający niedźwiedzia polarnego. Posadził mnie delikatnie i rozejrzał się, żeby upewnić się, że nikogo nie było w pobliżu. W ciemności pochylił się nade mną i pocałował mnie czule w szyję. Westchnął i zamknął okno, nim wetknął dłonie w kieszenie i odszedł w kierunku swojego motocykla.
Zamknęłam oczy. Wiedziałam, że to co robię, było strasznie złe, złe jak tylko to było możliwe. Ale zakochiwałam się w nim. Co Ty do cholery robisz, Christine?!


♥♥♥

awww, jacy oni są słodcy!
dzisiaj się trochę rozpiszę, bo mam wam parę słów do przekazania.
po pierwsze, rozumiem, że żebranie o komentarze brzmi żałośnie i nienawidzę prosić ludzi o litość, ale błagam. widzę, że wyświetlacie, że czytacie (od poprzedniego rozdziału blog został wyświetlony 1,600 razy!). nie stać was jednak na ani jedno słowo? serio? no kurczę. komentarze są dla mnie tym, czym dla osoby pracującej pieniądze - są moim wynagrodzeniem za czas, jaki poświęcam, żeby tłumaczyć Precious i publikować je dla was. ok, lubię to robić, ale chciałabym wiedzieć, że nie robię tego dla siebie. rozumiecie mnie? dlatego bardzo was proszę, żeby każda z was poświęciła tę chwilkę na dodanie opinii o rozdziale, chociażby miałoby to być tylko jedno słowo. to dla mnie naprawdę bardzo, bardzo ważne. i nie ukrywam, że niesamowicie motywujące :) 
kolejną sprawą jest to, że za niecałe trzy tygodnie wszystko się zmieni. przeprowadzam się ponad dwa tysiące kilometrów od rodzinnego domu i jest mi cholernie ciężko ze świadomością, że zostawiam tu całą rodzinę, ukochanego chłopaka, najlepszą przyjaciółkę... nie chcę jednak się żalić, bo sama niezbyt lubię czytanie o osobistych sprawach tłumaczek / autorek opowiadań, tylko chciałam wam nakreślić pokrótce sytuację, w jakiej się teraz znajduję. miałam dodawać rozdziały dwa razy w tygodniu, ale nie mam aż tyle czasu na tłumaczenie kolejnych. liczę na waszą wyrozumiałość i na to, że jednak zostaniecie ze mną w tych, nie ukrywam, ciężkich chwilach. kiedy już wyląduję w miejscu docelowym również nie obiecuję, że kolejne rozdziały będą ukazywać się regularnie, bo po prostu nie wiem co będzie. postaram się jednak zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby nie zawieźć tej garstki ludzi, która nadal chce poznawać losy Jasona i Christine. 
i ostatnia sprawa, bo już i tak się bardzo rozpisałam - miło mi, że aż dwa moje autorytety zwróciły uwagę na Precious. z tego miejsca chciałabym serdecznie uściskać, ucałować i przede wszystkim podziękować Aurricane {his-dirty-secrets} oraz DemStory {tlumaczenie-dangersback} za to, że poświęciły chwilę na pomoc w rozreklamowaniu tego tłumaczenia. jeszcze raz, dziękuję wam! ♥
pozdrawiam i do następnego! 

22 komentarze:

  1. awww pocałowali się ... Wkurzyłam się na Geronimo nie mógł jej powiedzieć po cholere ją tam brał?

    OdpowiedzUsuń
  2. kahnfklzfhnaklfhafhlsa
    jacy idealni, jeju tacy slodcy! <3
    aaaaaa! cudowni ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. końcówka rozdziału najlepsza!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział naprawdę cudowny. Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że tak potoczą się ich losy. Dziękuje, że tłumaczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Super i czekam na nowy

    OdpowiedzUsuń
  6. *.* całowali cie :)
    Świetny
    Czekam nn

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział. czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezu tylko żeby Jason nie zachowywał się już więcej jak dupek i poczuł też coś do Christ.
    Super tłumaczenie.;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Awww jakie to słodkie! Wszystko jest tak dobrze opisane i wgl kocham to opowiadanie! <3

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham ,czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  11. mm, idealny! spokojnie, na rozdzial bedziemy czekac tyle ile trzeba :) trzymaj sie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. aww to takie słodkie i niebezpieczne że aż awwww <3 wspaniałe <3
    @trouvdag

    OdpowiedzUsuń
  13. Po.cholere.ten.debil.ją.tam.zabierał
    ym no halo, właśnie kogoś macie zamiar zabić debile!
    I słodko się pocalowali, czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  14. OMG dzisiaj znalazlam tego bloga :-) I takie aww <3 Czekam na nastepny :)

    OdpowiedzUsuń