- Nazwał mnie słodką – uśmiechnęłam się szczęśliwa, śmiejąc się z Emmą i Coraline.
- Łoł, szczerze mówiąc, nie mogę w to uwierzyć. Jesteś pewna, że nie widziałaś żadnych martwych ciał ukrytych w szafie? – zażartowała Emma.
W sumie, to Geronimo miał broń. Ale głos Gabriela rozbrzmiewał w mojej głowie. Obiecałam, że nic nie powiem.
Coraline zaśmiała się, kiedy szłyśmy do szkolnej kawiarni.
- I nie próbował ci się dobrać do majtek?
- Coraline! – syknęłam, nie dziwiąc się wcale, że była taka zboczona.
- No przestań, Christine. Gabriel Edwards jest całkiem słodki – zaśmiała się, spoglądając na mnie.
- Nie wiem, jest osobą, która bardzo twardo stąpa po ziemi.
Nie mogłam uwierzyć, że to ja opowiadałam im o chłopakach. To zwykle ja byłam tą milczącą, tą, która nie ma nic do powiedzenia w tej kwestii. Zawsze to Emma i Coraline dzieliły się przeżyciami na temat słodkich chłopaków, których poznały. Poza Elliottem nie miałam nawet żadnych kolegów.
W końcu dotarłyśmy do kawiarni. Kurde, umierałam z głodu. Czekałyśmy w kolejce z dziesięć minut, nim w końcu nadeszła nasza kolej.
- Cześć, Edna – spojrzałam na Coraline, rozmawiającą ze swoją 'najlepszą przyjaciółką'. Edna była szkolną kucharką, a powiedzieć, że zawsze wyglądała na naburmuszoną, było wielkim niedopowiedzeniem.
Byłam zupełnie pewna, że nienawidziła dzieci, a szczególnie nastolatków. Jednak nie miałam pojęcia czemu Edna nie znosiła Coraline bardziej niż reszty, po prostu tak było.
- Czego? – Edna warknęła, zaciskając usta w wąską linię.
- Kurczaka z groszkiem, dziękuję – odparła Coraline.
Gdy dostała swoją porcję, wzięła butelkę wody i powiedziała, że znajdzie dla nas stolik.
- A ja poproszę sałatkę bez dressingu – Emma uśmiechnęła się, jak zawsze grzeczna. Przewróciłam oczami. Taaak, właź jej w dupę dalej, Emmo!- Następna – niski głos Edny zabrzmiał chwilę później.
- Sałatkę z kurczakiem, poproszę – powiedziałam, stawiając wodę na swojej tacy.
Gdy dostałam swój talerz, odwróciłam się w poszukiwaniu dziewczyn.
- Hej, Christine! – głos Pheobe zabrzmiał za moimi plecami.
Odwróciłam się w jego kierunku.
- Gdzie siedzimy? – zapytała, popijając sok jabłkowy.
- Nie chcesz nic jeść? – zapytałam, umierając z głodu. Chciałam po prostu usiąść i zacząć pochłaniać swoją porcję.
- Nie, nie mam ochoty jeść kurczaka, który najpierw musiał tyle wycierpieć, nim trafił na talerz. Z całą pewnością siedział w małej klatce, nie mając nawet miejsca na rozprostowanie skrzydeł! – głos Pheobe był pełen złości. Spojrzałam na kawałki mięsa w mojej sałatce. Witaj poczucie winy! Dziękuję, Pheobe.
- Tu jesteśmy, chodźcie! Cześć, Pheobs – Coraline przywitała nas z uśmiechem na ustach i kurczakiem wewnątrz.
- Hej, Cora – Pheobe nie ukrywała nawet, jak bardzo obrzydziła ją fakt pożerania mięsa.
Unosząc brew, Coraline spojrzała na mnie, nie za bardzo znając powód zachowania Pheobe. Zaśmiałam się, wzruszając ramionami.
- Okej, chcę usłyszeć wszystko – zaczęła Emma, żując sałatkę. – Co powiedzieli twoi rodzice?
FLASHBACK
- Christine! – rozległo się pukanie do drzwi mojego pokoju. Ziewnęłam, nie chcąc otwierać oczu.
- Śpięęęęę – mruknęłam tak cicho, że nikt nie mógł tego usłyszeć.
- Christine! – głos mojej mamy znów zaatakował moje bębenki, a jej pięści natarły na drzwi.
- Taaaak? – burknęłam głośniej, wciąż nie odklejając twarzy od poduszki.
- CHRISTINE – mama zawołała głośno.
- TAK?! – odkrzyknęłam, unosząc głowę.
- Śniadanie na stole – powiedziała przez drzwi, w końcu przestając pukać do drzwi.
Wzdychając, wstałam z łóżka.
- Nie, zapomnij – jęknęłam, opadając bezsilnie na łóżko. Było takie wygodne i ciepłe. Zagrzebałam się pod kołdrą, zamykając oczy. Wciąż byłam zmęczona. Dzięki Bogu, była sobota. Przykrywając głowę poduszką, jęknęłam z ulgą. Nagle wszystkie wspomnienia wczorajszego wieczoru wróciły. Pomoc z matematyką, chłopcy, poker i Jason McCann.
- CHRISTINE!!!
Zamknęłam oczy. Najwyraźniej moja mama nie podzielała mojego zdania, że można przespać cały weekend.
- Dzień dobry, kochanie – mój tato uśmiechnął się, spoglądając na mnie zza gazety.
- Cześć, Christine – młodsza siostra Emily wyszczerzyła się, mając usta pełne bekonu.
- Heeej – wymamrotałam, pocierając oczy.
- Dzień dobry, spałaś dobrze? – zapytała mama, pojawiając się znikąd z patelnią.
- Taaaaaa – odparłam, próbując się do niej uśmiechnąć, kiedy kładła jajko sadzone i bekon na mój talerz. Jak mogli być tak szczupli, jedząc tyle tak wcześnie rano? Spojrzałam na zegarek. Była 10:07.
- Wróciłaś wczoraj do domu późno? – zapytała mama, siadając naprzeciw mnie. Zupełnie zapomniałam zadzwonić czy napisać smsa do rodziców, żeby poinformować, że wrócę później.
- O kurczę, przepraszam! Pomagałam chłopakowi ze szkoły z matematyką… - co Ty robisz, Christine? Może po prostu powinnam była powiedzieć, że byłam u Emmy? Nie. Obejrzałam za dużo filmów i przeczytałam za dużo książek, żeby nie wiedzieć, że kłamstwo źle się kończy.
- Uhhhh – Emily uśmiechnęła się szeroko, cmokając powietrze. Jak trzylatka może być takim wrzodem na dupie?
- Mogę ich uderzyć? – zapytałam wkurzona, upijając łyk herbaty. Tato właśnie przybił Emily piątkę.
Moja mama posłała im szybkie, karcące spojrzenie nim znów spojrzała na mnie.
- Nie słyszałam o tym, kim jest chłopak, któremu pomagasz? – zapytała.
- Nazywa się Gabriel Edwards i zapytał mnie, czy mogę mu pomóc – odparłam, wzruszając ramionami.
- To bardzo miłe z twojej strony, Christine – tato uśmiechnął się z dumą, poklepując mnie po plecach. – Powinnaś go tu zaprosić.
Szczęka mi opadła.
- Łooooł, powiedziałam, że pomagam mu z nauką, a nie, że bierzemy ślub – zaprotestowałam, wyobrażając sobie jak dziwnie byłoby, gdyby Gabriel siedział teraz z nami.
- To była tylko sugestia – mruknął tato, spoglądając na mamę w celu uzyskania wsparcia.
- Chodzi do twojej klasy? – zapytała mama, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku.
Już miałam odpowiedzieć, kiedy zorientowałam się, że nie wiedziałam nic o Edwardsie.
- Nie, jest rok starszy – odpowiedziałam niepewnie.
- Więc poszłaś do niego i pomogłaś mu z lekcjami? – ile ta kobieta ma pytań w zanadrzu?
- Tak, mieszka z kilkorgiem przyjaciół jakieś piętnaście minut drogi stąd – odparłam, grzebiąc w jajku.
Może w końcu zobaczyła, jak bardzo jestem zmęczona jej wypytywaniem, bo z westchnieniem oparła się o krzesło, przeczesując włosy dłońmi.
- To wspaniale, że mu pomagasz, tylko następnym razem pamiętaj, żeby mnie poinformować, że nie wracasz do domu. Staruszkowie się martwią – puściła mi oczko.
- Łoł, szczerze mówiąc, nie mogę w to uwierzyć. Jesteś pewna, że nie widziałaś żadnych martwych ciał ukrytych w szafie? – zażartowała Emma.
W sumie, to Geronimo miał broń. Ale głos Gabriela rozbrzmiewał w mojej głowie. Obiecałam, że nic nie powiem.
Coraline zaśmiała się, kiedy szłyśmy do szkolnej kawiarni.
- I nie próbował ci się dobrać do majtek?
- Coraline! – syknęłam, nie dziwiąc się wcale, że była taka zboczona.
- No przestań, Christine. Gabriel Edwards jest całkiem słodki – zaśmiała się, spoglądając na mnie.
- Nie wiem, jest osobą, która bardzo twardo stąpa po ziemi.
Nie mogłam uwierzyć, że to ja opowiadałam im o chłopakach. To zwykle ja byłam tą milczącą, tą, która nie ma nic do powiedzenia w tej kwestii. Zawsze to Emma i Coraline dzieliły się przeżyciami na temat słodkich chłopaków, których poznały. Poza Elliottem nie miałam nawet żadnych kolegów.
W końcu dotarłyśmy do kawiarni. Kurde, umierałam z głodu. Czekałyśmy w kolejce z dziesięć minut, nim w końcu nadeszła nasza kolej.
- Cześć, Edna – spojrzałam na Coraline, rozmawiającą ze swoją 'najlepszą przyjaciółką'. Edna była szkolną kucharką, a powiedzieć, że zawsze wyglądała na naburmuszoną, było wielkim niedopowiedzeniem.
Byłam zupełnie pewna, że nienawidziła dzieci, a szczególnie nastolatków. Jednak nie miałam pojęcia czemu Edna nie znosiła Coraline bardziej niż reszty, po prostu tak było.
- Czego? – Edna warknęła, zaciskając usta w wąską linię.
- Kurczaka z groszkiem, dziękuję – odparła Coraline.
Gdy dostała swoją porcję, wzięła butelkę wody i powiedziała, że znajdzie dla nas stolik.
- A ja poproszę sałatkę bez dressingu – Emma uśmiechnęła się, jak zawsze grzeczna. Przewróciłam oczami. Taaak, właź jej w dupę dalej, Emmo!- Następna – niski głos Edny zabrzmiał chwilę później.
- Sałatkę z kurczakiem, poproszę – powiedziałam, stawiając wodę na swojej tacy.
Gdy dostałam swój talerz, odwróciłam się w poszukiwaniu dziewczyn.
- Hej, Christine! – głos Pheobe zabrzmiał za moimi plecami.
Odwróciłam się w jego kierunku.
- Gdzie siedzimy? – zapytała, popijając sok jabłkowy.
- Nie chcesz nic jeść? – zapytałam, umierając z głodu. Chciałam po prostu usiąść i zacząć pochłaniać swoją porcję.
- Nie, nie mam ochoty jeść kurczaka, który najpierw musiał tyle wycierpieć, nim trafił na talerz. Z całą pewnością siedział w małej klatce, nie mając nawet miejsca na rozprostowanie skrzydeł! – głos Pheobe był pełen złości. Spojrzałam na kawałki mięsa w mojej sałatce. Witaj poczucie winy! Dziękuję, Pheobe.
- Tu jesteśmy, chodźcie! Cześć, Pheobs – Coraline przywitała nas z uśmiechem na ustach i kurczakiem wewnątrz.
- Hej, Cora – Pheobe nie ukrywała nawet, jak bardzo obrzydziła ją fakt pożerania mięsa.
Unosząc brew, Coraline spojrzała na mnie, nie za bardzo znając powód zachowania Pheobe. Zaśmiałam się, wzruszając ramionami.
- Okej, chcę usłyszeć wszystko – zaczęła Emma, żując sałatkę. – Co powiedzieli twoi rodzice?
FLASHBACK
- Christine! – rozległo się pukanie do drzwi mojego pokoju. Ziewnęłam, nie chcąc otwierać oczu.
- Śpięęęęę – mruknęłam tak cicho, że nikt nie mógł tego usłyszeć.
- Christine! – głos mojej mamy znów zaatakował moje bębenki, a jej pięści natarły na drzwi.
- Taaaak? – burknęłam głośniej, wciąż nie odklejając twarzy od poduszki.
- CHRISTINE – mama zawołała głośno.
- TAK?! – odkrzyknęłam, unosząc głowę.
- Śniadanie na stole – powiedziała przez drzwi, w końcu przestając pukać do drzwi.
Wzdychając, wstałam z łóżka.
- Nie, zapomnij – jęknęłam, opadając bezsilnie na łóżko. Było takie wygodne i ciepłe. Zagrzebałam się pod kołdrą, zamykając oczy. Wciąż byłam zmęczona. Dzięki Bogu, była sobota. Przykrywając głowę poduszką, jęknęłam z ulgą. Nagle wszystkie wspomnienia wczorajszego wieczoru wróciły. Pomoc z matematyką, chłopcy, poker i Jason McCann.
- CHRISTINE!!!
Zamknęłam oczy. Najwyraźniej moja mama nie podzielała mojego zdania, że można przespać cały weekend.
- Dzień dobry, kochanie – mój tato uśmiechnął się, spoglądając na mnie zza gazety.
- Cześć, Christine – młodsza siostra Emily wyszczerzyła się, mając usta pełne bekonu.
- Heeej – wymamrotałam, pocierając oczy.
- Dzień dobry, spałaś dobrze? – zapytała mama, pojawiając się znikąd z patelnią.
- Taaaaaa – odparłam, próbując się do niej uśmiechnąć, kiedy kładła jajko sadzone i bekon na mój talerz. Jak mogli być tak szczupli, jedząc tyle tak wcześnie rano? Spojrzałam na zegarek. Była 10:07.
- Wróciłaś wczoraj do domu późno? – zapytała mama, siadając naprzeciw mnie. Zupełnie zapomniałam zadzwonić czy napisać smsa do rodziców, żeby poinformować, że wrócę później.
- O kurczę, przepraszam! Pomagałam chłopakowi ze szkoły z matematyką… - co Ty robisz, Christine? Może po prostu powinnam była powiedzieć, że byłam u Emmy? Nie. Obejrzałam za dużo filmów i przeczytałam za dużo książek, żeby nie wiedzieć, że kłamstwo źle się kończy.
- Uhhhh – Emily uśmiechnęła się szeroko, cmokając powietrze. Jak trzylatka może być takim wrzodem na dupie?
- Mogę ich uderzyć? – zapytałam wkurzona, upijając łyk herbaty. Tato właśnie przybił Emily piątkę.
Moja mama posłała im szybkie, karcące spojrzenie nim znów spojrzała na mnie.
- Nie słyszałam o tym, kim jest chłopak, któremu pomagasz? – zapytała.
- Nazywa się Gabriel Edwards i zapytał mnie, czy mogę mu pomóc – odparłam, wzruszając ramionami.
- To bardzo miłe z twojej strony, Christine – tato uśmiechnął się z dumą, poklepując mnie po plecach. – Powinnaś go tu zaprosić.
Szczęka mi opadła.
- Łooooł, powiedziałam, że pomagam mu z nauką, a nie, że bierzemy ślub – zaprotestowałam, wyobrażając sobie jak dziwnie byłoby, gdyby Gabriel siedział teraz z nami.
- To była tylko sugestia – mruknął tato, spoglądając na mamę w celu uzyskania wsparcia.
- Chodzi do twojej klasy? – zapytała mama, wciąż nie odrywając ode mnie wzroku.
Już miałam odpowiedzieć, kiedy zorientowałam się, że nie wiedziałam nic o Edwardsie.
- Nie, jest rok starszy – odpowiedziałam niepewnie.
- Więc poszłaś do niego i pomogłaś mu z lekcjami? – ile ta kobieta ma pytań w zanadrzu?
- Tak, mieszka z kilkorgiem przyjaciół jakieś piętnaście minut drogi stąd – odparłam, grzebiąc w jajku.
Może w końcu zobaczyła, jak bardzo jestem zmęczona jej wypytywaniem, bo z westchnieniem oparła się o krzesło, przeczesując włosy dłońmi.
- To wspaniale, że mu pomagasz, tylko następnym razem pamiętaj, żeby mnie poinformować, że nie wracasz do domu. Staruszkowie się martwią – puściła mi oczko.
Podczas jedzenia sałatki opowiedziałam dziewczynom o reakcji rodziców na mój późny powrót.
- Ale przyjęli to bardzo dobrze – zakończyłam, patrząc na ich twarze.
- Twoja mama jest taka wyrozumiała – Pheobe uśmiechnęła się, zanurzając usta w soku jabłkowym.
Wzruszyłam ramionami.
- Taaaa, zazwyczaj – mruknęłam, ale Coraline mi przerwała.
- Spotkałaś resztę chłopaków z gangu?
To było całkiem zabawne; wszyscy wiedzieli o gangu The North, ale w rzeczywistości nikt nic o nich nie wiedział.
- Było pięciu chłopaków – zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam im zdradzić ich imiona. Może Gabriel się wkurzy? Nie, daj spokój.
- Gabriel, Geronimo, jakiś starszy chłopak, którego imienia nie znam, Dakota…
- Calvin Hunter – Coraline znów mi przerwała.
- Co? – zapytałam zaskoczona, patrząc jak znów pakuje sobie jedzenie do ust.
- Ten starszy chłopak, słyszałam, że jest głową The Norths.
- O, jestem pewna, że widziałyśmy go w ’69 Cuffs’ – dodała Emma.
„69 Cuffs” to lokalny klub nocny, będący mieszaniną wszystkich typów ludzi. Źli ludzie siedzieli w strefie VIP, sprzedając dragi, łatwe dziewczyny tańczące dla bogatych chłopców, szukających łatwego seksu, no i ludzie jak my.
- A co z tym ostatnim? – zapytała Pheobe, potrząsając głową.
- A, tak. Jason McCann.
Coraline prawie udusiła się kurczakiem, a Emma wypluła wodę.
- Jason McCann? – Emma wyszeptała, rozglądając się nerwowo wokół.
- Co? Jason McCann to nowy Lord Voldemort? – zaśmiałam się, łykając wodę.
- Shhh! – syknęła Coraline, nie łapiąc mojego żartu.
- Nie wiedziałam, że jest częścią The North – szepnęła Ems, otwierając szeroko oczy.
Spojrzałam na Pheobe; wyglądała na zakłopotaną w równym stopniu, co ja.
- Kim on jest? – zapytałam, starając się, żebym mój głos nie zdradził napięcia, które zrodziło się wewnątrz.
- On jest… Cóż, nim! O Boże, Christine, trzymaj się od niego z daleka, na miłość boską! – Emma szeptała ze strachem.
- Woah, uspokój się – wysyczałam, stając się jednocześnie wkurzona i zmartwiona.
- W sumie był całkiem miły… Siedziałam mu na kolanach podczas gry w pokera – wymamrotałam.
Usta Coraline uformowały się w idealne kółko, a Emma zbladła niczym duch.
- Jesteś naćpana, Christine? – wyjąkała Coraline.
-On jest chory! Psychicznie chory – szept Emmy miał w sobie coraz więcej znamion histerii.
- I nie ma tu dziewczyny, której nie próbował zaliczyć – dodała Coraline, potrząsając głową.
Nagle poczułam się zdegustowana sposobem, w jaki myślałam o nim od piątkowej nocy. Czy serio mógł być takim graczem?
- Ale to nie jest najgorsze… Jest mordercą. M o r d e r c ą. Dla zabawy! – syknęła Emma, mówiąc do mnie, jakbym była niezrównoważona psychicznie.
- Ta, to nie to samo mówiłyście o pozostałych członkach The North? Szczerze, nie ma w nic nich niezwykłego – zakończyłam, mentalnie poklepując się po ramieniu.
- Ale to tylko rzeczy, które słyszałyście. Przecież nawet nie znacie tego Jaso… Sorry, jego – Pheobe odezwała się niespodziewanie, patrząc na Emmę i Coraline.
- Christine, nie chcę brzmieć jak twoja matka – zaczęła Emma, marszcząc brwi. – To prawda, że go nie znam. Ale ty też nie. Jedno popołudnie nie pokaże jego wszystkich stron. Nie wiemy, czy serio niebezpiecznie jest wiązać się z The North. Po prostu słyszałam za dużo, a zwłaszcza o nim. Gabriel naprawdę wydaje się być w porządku, ale McCann… - znów zniżyła głos do szeptu.
- Po prostu obiecaj, że będziesz ostrożna.
- Twoja mama jest taka wyrozumiała – Pheobe uśmiechnęła się, zanurzając usta w soku jabłkowym.
Wzruszyłam ramionami.
- Taaaa, zazwyczaj – mruknęłam, ale Coraline mi przerwała.
- Spotkałaś resztę chłopaków z gangu?
To było całkiem zabawne; wszyscy wiedzieli o gangu The North, ale w rzeczywistości nikt nic o nich nie wiedział.
- Było pięciu chłopaków – zaczęłam się zastanawiać, czy powinnam im zdradzić ich imiona. Może Gabriel się wkurzy? Nie, daj spokój.
- Gabriel, Geronimo, jakiś starszy chłopak, którego imienia nie znam, Dakota…
- Calvin Hunter – Coraline znów mi przerwała.
- Co? – zapytałam zaskoczona, patrząc jak znów pakuje sobie jedzenie do ust.
- Ten starszy chłopak, słyszałam, że jest głową The Norths.
- O, jestem pewna, że widziałyśmy go w ’69 Cuffs’ – dodała Emma.
„69 Cuffs” to lokalny klub nocny, będący mieszaniną wszystkich typów ludzi. Źli ludzie siedzieli w strefie VIP, sprzedając dragi, łatwe dziewczyny tańczące dla bogatych chłopców, szukających łatwego seksu, no i ludzie jak my.
- A co z tym ostatnim? – zapytała Pheobe, potrząsając głową.
- A, tak. Jason McCann.
Coraline prawie udusiła się kurczakiem, a Emma wypluła wodę.
- Jason McCann? – Emma wyszeptała, rozglądając się nerwowo wokół.
- Co? Jason McCann to nowy Lord Voldemort? – zaśmiałam się, łykając wodę.
- Shhh! – syknęła Coraline, nie łapiąc mojego żartu.
- Nie wiedziałam, że jest częścią The North – szepnęła Ems, otwierając szeroko oczy.
Spojrzałam na Pheobe; wyglądała na zakłopotaną w równym stopniu, co ja.
- Kim on jest? – zapytałam, starając się, żebym mój głos nie zdradził napięcia, które zrodziło się wewnątrz.
- On jest… Cóż, nim! O Boże, Christine, trzymaj się od niego z daleka, na miłość boską! – Emma szeptała ze strachem.
- Woah, uspokój się – wysyczałam, stając się jednocześnie wkurzona i zmartwiona.
- W sumie był całkiem miły… Siedziałam mu na kolanach podczas gry w pokera – wymamrotałam.
Usta Coraline uformowały się w idealne kółko, a Emma zbladła niczym duch.
- Jesteś naćpana, Christine? – wyjąkała Coraline.
-On jest chory! Psychicznie chory – szept Emmy miał w sobie coraz więcej znamion histerii.
- I nie ma tu dziewczyny, której nie próbował zaliczyć – dodała Coraline, potrząsając głową.
Nagle poczułam się zdegustowana sposobem, w jaki myślałam o nim od piątkowej nocy. Czy serio mógł być takim graczem?
- Ale to nie jest najgorsze… Jest mordercą. M o r d e r c ą. Dla zabawy! – syknęła Emma, mówiąc do mnie, jakbym była niezrównoważona psychicznie.
- Ta, to nie to samo mówiłyście o pozostałych członkach The North? Szczerze, nie ma w nic nich niezwykłego – zakończyłam, mentalnie poklepując się po ramieniu.
- Ale to tylko rzeczy, które słyszałyście. Przecież nawet nie znacie tego Jaso… Sorry, jego – Pheobe odezwała się niespodziewanie, patrząc na Emmę i Coraline.
- Christine, nie chcę brzmieć jak twoja matka – zaczęła Emma, marszcząc brwi. – To prawda, że go nie znam. Ale ty też nie. Jedno popołudnie nie pokaże jego wszystkich stron. Nie wiemy, czy serio niebezpiecznie jest wiązać się z The North. Po prostu słyszałam za dużo, a zwłaszcza o nim. Gabriel naprawdę wydaje się być w porządku, ale McCann… - znów zniżyła głos do szeptu.
- Po prostu obiecaj, że będziesz ostrożna.
♥♥♥
<3 chcę następny ^^
OdpowiedzUsuńsajncsdkcnsdkfn świetny <3 !
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńCzekam nn
Super <3 czekam na nn
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział !
OdpowiedzUsuńniedawno zaczęłam czytać to opowiadanie, ale naprawdę bardzo mi się spodobało :D
już nie mogę doczekać się kolejnego :) xx
super :D
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńSuper
OdpowiedzUsuńKocham to!
OdpowiedzUsuńOh my Bieber <3 Kocham i czekam na nastepny ohh ich historia tak mnie wciagnela <3 omg kiedy sie znowu spotkaja ????? Awwww :3
OdpowiedzUsuńGenialny :)))
OdpowiedzUsuńprawie zaczęłam shippować Gabe'a z Chistine, ale Jason asdfghjkl. tylko ciekawe czy jest taki straszny, za jakiego uważają go dziewczyny... bo ja, podobnie jak Christie, odniosłam wrażenie, że jest całkiem w porządku. ale jak to w ff - pozory mylą :D
OdpowiedzUsuńświetny :)))
OdpowiedzUsuńHa ha jak zwykle "trzymaj się od niego z daleka" a potem "o boże , kocham go" XD
OdpowiedzUsuń