- Nie ja, nie ja, nie ja… - szeptałam, wsuwając się pod stół. Każdy z nas miał wyjaśnić czym jest miłość. Pheobe Johnson właśnie opowiadała, że według niej miłość jest ślepa.
- A wy, czy wiecie skąd wiem, że miłość jest ślepa? – Pheobe zwiesiła dramatycznie głos, a jej zielone oczy błyszczały zza szkieł okularów. – Ponieważ mama pokochała cię, zanim kiedykolwiek cię zobaczyła! – zakończyła swoją wypowiedź, uśmiechając się z zadowoleniem.
- Pan Williams? – zdecydowała w końcu pani Wright, powodując u mnie uczucie ulgi.
- Taaa, co? – Kayne uśmiechnął się z wyższością, powodując wybuch radości u swojego gangu. Przewróciłam oczami. Panie i panowie, oto Kayne Williams, najbardziej niedojrzały siedemnastolatek na świecie!
- Ona chce twojego penisa! – Okej, myliłam się. Panie i panowie, tytuł najbardziej niedojrzałego siedemnastolatka należy do Matthew Lewisa!
- Czy jest coś, czym chciałbyś się podzielić z klasą, Lewis? – pani Wright powiedziała ostro. Rzuciłam okiem na klasę. Połowa dusiła się ze śmiechu; szczególnie Isabelle Castellá. Jak ktoś tak okropny mógł być tak popularny? Potrząsnęłam głową. Byli niewiarygodnie głupi, zawsze wszystko niszcząc.
- Ummm, okej… - zaczął Kayne, wstając z krzesła. Spowodował tym samym okropny odgłos skrzypienia nóg o podłogę. – Hm, hm... – zakaszlał, powodując u grupy zakochanych w nim dziewczyn kolejny napad niekontrolowanego chichotu.
- Miłość to seks, bo seks jest dobry i seks jest zdrowy. Dziękuję – powiedział, kłaniając się swojej nieistniejącej publiczności.
- To było takie piękne! – wykrzyknął Zack Whinter, udając pociągnięcie nosem.
- To było głębokie, ziomuś, bardzo głębokie – dodał Matthew, klepiąc Kayne w ramię z uznaniem.
- Siadaj – pani Wright rzuciła oschle, patrząc prosto na Kayne. On w tym czasie opadł na krzesło.
- Panie Williams, chciałabym, aby napisał pan sto jeden rzeczy na temat miłości, wśród których nie znajdzie się ani słowo o seksie. Wręczy mi pan to na następnej lekcji poezji, która jest… - przerwała, patrząc na nasz plan zajęć – w przyszłym tygodniu.
- Ale pani W… - usta Kayne uformowały się w piękne kółko, a jego ramiona opadły.
- Dziękuję, Williams. To nie było pytanie – ucięła pani Wright.
- To takie kurwa typowe – warknął, przeczesując palcami swoje ciemnobrązowe włosy. Uśmiechnęłam się w duchu. To był powód dla którego lubiłam panią Wright. Miej z tego nauczkę, gnoju. I w czasie, kiedy ja zaśmiewałam się w najlepsze z nieszczęścia Kayne’a, pani Wright znów się odezwała.
- Panna Dion?
Rozejrzałam się po klasie z nadzieją, że ktoś wstanie energicznie z krzesła, potwierdzając tym samym swoją tożsamość jako panny Dion. Ale, co było oczywiste, nikt tego nie zrobił. Drapiąc paznokieć kciuka palcem wskazującym, powoli wstałam. Te wszystkie spojrzenia… Podskoczyłam odrobinę, kiedy usłyszałam swój głos.
- Ummm, myślę, że miłość jest trochę zagmatwana, więc wydaje mi się, że każdy powinien rodzić się z naszyjnikiem… - urwałam, rozglądając się po klasie. Udało mi się przyciągnąć uwagę wszystkich, nawet Kayne i Isabelle patrzyli na mnie. Moje oczy jednak zatrzymały się na pani Wright, która kiwała głową, zachęcając mnie tym samym do kontynuowania. Biorąc głęboki oddech, zaczęłam mówić dalej.
- Jeśli każdy rodziłby się z naszyjnikiem, bylibyśmy połączeni z kimś innym… Połączeni z osobą, która jest dla nas Tą Jedyną. W ten sposób moglibyśmy uniknąć złamanych serc, niekończących poszukiwań drugiej połówki, albo wyboru złej osoby… Więc, gdybyśmy byli daleko, te naszyjniki byłyby czerwone, ale w razie zbliżania się do siebie, stawałyby się zielone. W momencie natrafienia na siebie, zmieniłyby się w białe.
Rozejrzałam się nerwowo, mając nadzieję, że mnie zrozumieli.
- Powinnaś napisać książkę, Christy! – krzyknął Zack z tyłu sali. Nieznacznie się zarumieniłam, siadając z powrotem na swoje krzesło. Miałam nadzieję, że uda mi się stać się niewidzialną.
- Bardzo dobrze, Christine – rzekła pani W. z uśmiechem. Z pewnością przywróciłam jej wiarę, że nie tylko Pheobe odrobiła zadanie domowe. – Ale…
No wspaniale.
- Co jeśli coś złego stanie się z naszyjnikiem? Co, jeśli dwa naszyjniki są połączone z jednym? – odchyliła głowę, unosząc brew. Chytry uśmiech przemknął po jej twarzy.
- Okej, dziękuję, panno Dion. Panna Simpson? – zaproponowała pani Wright, zwracając swoją uwagę na Siennę.
- Oczywiście – odparła Sienna, wstając z wielkim uśmiechem. Jak mogła być zawsze taka pewna siebie? To musi być cudowne, nigdy nie martwić się o te wszystkie oceniające spojrzenia.
- Miłość jest wtedy, gdy budzisz się rano myśląc o kimś, i idziesz do łóżka myśląc o tym kimś…
omg hahha ; o
OdpowiedzUsuńTaa , miłość nigdy nie będzie naszyjnikiem . A jeśli już tak się stanie... to chcę mieć pierwsza taki naszyjnik ! : D Opowiadanie mnie zaciekawiło ; )
OdpowiedzUsuń